„Zimny wiatr. Pamiętnik z lat spędzonych w chińskim gułagu” - Harry Wu, Carolyn Wakeman. Państwowy Instytut Wydawniczy.
„Zimny wiatr. Pamiętnik z lat spędzonych w chińskim gułagu” - Harry Wu, Carolyn Wakeman

Kiedy używamy wielkich liczb tracimy z oczu jednostkę. Jeśli napiszę że w Chinach do dziś istnieje około 1000 wzorowanych na sowieckich gułagach obozów pracy, w których w nieludzkich warunkach katorżniczo haruje kilka milionów ludzi ta informacja umknie Państwa (i mojej także) uwadze jako jedna z setek, którymi dziennie karmią nas media. Natomiast kiedy dostaniemy do ręki drobiazgową relację jednego z tych milionów, który stracił we wspomnianych obozach dziewiętnaście lat swojego życia wtedy nie ma szans na obojętność.

Tym jednym jest Harry Wu, chiński dysydent, którego w 1960 roku oskarżono o kontrrewolucyjne zapędy i wtrącono do chińskiego piekła na ziemi, nie stawiając mu nigdy formalnych zarzutów, ani nie wytaczając żadnego procesu. Ot, był człowiek i nie ma człowieka – jakby powiedzieli bracia Rosjanie. Harry Wu napisał swoją relację z pomocą Carolyn Wakeman, która starała się zachować sposób narracji Chińczyka i całą surowość jego przekazu. Wyszła rzecz wstrząsająca, którą mogę z czystym sumieniem porównać do kanonicznego już „Archipelagu GUŁAG” Aleksandra Sołżenicyna.

Jest to porażająca opowieść o metodycznym „odczłowieczaniu” istoty ludzkiej poprzez tortury, morzenie głodem, poniżanie i zmuszanie do codziennego obcowania z okrucieństwem. Jak pisałem: diabeł (akurat ten jegomość pasuje tu idealnie) tkwi w szczegółach. Na przykład wstrząsający fragment kiedy Harry Wu odnajduje na zamarzniętym polu zakopane marchewki. Co wieczór w latrynie gotuje kilka i łapczywie zjada. „Kiedy wieczorami udawałem się do latryny, zawsze zabierałem łopatę, żeby w razie czego móc się obronić. Odpędzałem każdego kto zbytnio się zbliżył. Nie miałem już przyjaciół i nikomu nie pomagałem. Nie przyszło mi nawet do głowy, by komukolwiek okazać wspaniałomyślność”.

Gorąco polecam!

Tomasz Ogonowski