„Wyspa dnia poprzedniego” - Umberto Eco. Oficyna Literacka Noir sur Blanc.
„Wyspa dnia poprzedniego” - Umberto Eco

U Umberto Eco nic nigdy nie jest takie, jakie się wydaje. Oto klucz do wciągającej magii jego prozy. Na przykład w pierwszym planie jego arcydzieła „Imię róży” mamy do czynienia z detektywistyczną historią osadzoną w średniowiecznych realiach. Kiedy jednak zaczniemy wchodzić głębiej dojdziemy do: teologicznych sporów, filozoficznych rozstrzygnięć dotyczących czasu, a wreszcie do fundamentalnego i jakże aktualnego sporu konserwatystów i liberałów. Podobnie jest z „Wyspą…”. Pierwszy plan to łotrzykowska opowieść (wywodząca się z takich książek jak: „Historia życia Toma Jonesa, czyli dzieje podrzutka”.

Henry’ego Fieldinga czy współcześnie „Wyznania hochsztaplera Feliksa Krolla” Thomasa Manna), której bohater, szlachcic z Piemontu Robert de la Grive wyszedłszy cało z katastrofy morskiej trafia na pokład opuszczonego statku dryfującego w pobliżu tajemniczej Wyspy, na której zgodnie z wiedzą XVII-wiecznych kartografów panuje dzień poprzedni. Prawda, że cudny początek szelmowskiej opowieści przygodowej?

Tyle, że to właśnie jedynie… początek. Nasz bohater ma za zadanie odkryć sekret obliczania długości geograficznej, ale w książce wspomina jednocześnie swoje przygody, które doprowadziły go na pokład tajemniczo opuszczonego statku. Okazuje się, że wspominana przeszłość (będąca zgrabną alegorią do tytułowej wyspy dnia poprzedniego) pomoże mu w wykonaniu zadania z teraźniejszości. Ten metapoziom, książka w książce, to pierwszy ze składników magicznych Eco.  
Drugi to erudycja historyczna włoskiego pisarza. Jest tak ogromna, że czytelnik ma wrażenie, że oddaje się lekturze książki napisanej faktycznie w XVII wieku. Obyczaje, słownictwo, nawet sposób prowadzenia sporów – to wszystko oddane jest z niezwykłą starannością i dbałością o szczegóły.

Jednak tajną i najpotężniejszą bronią Umberto Eco jest jego umiejętność używania przeróżnych wciągających nas tropów (historycznych, filozoficznych, fabularnych),  które niepostrzeżenie dla czytelnika ogniskują się w finale w morał równie przewrotny co zaskakujący. Czytając ostatnie strony książki stajemy z otwartymi buziami niczym Jaś i Małgosia przed chatką z piernika. W niemym podziwie dla kunsztu Mistrza.

Lektura obowiązkowa!

Tomasz Ogonowski